niedziela, 16 czerwca 2013

      Minął weekend i na koncie trzykrotna wizyta w kinie. Zacznę od chłamu.

      Boyle ma kolejnego oscara w kieszeni. Skoro otrzymał statuetkę za kiczowaty film, to teraz powinien dostać ich co najmniej pięć.
      Historyjka prosta jak drut, ale wystarczy wrzucić hipnoterapeutę, przedstawić historię w sposób nielinearny i co jakieś piętnaście minut dorzucać dodatkowe fakty albo alternatywną wizję i już mamy "pokręcone" i "trudne" dzieło. Czepiałbym się wewnętrznej logiki, ale po tym jak film stracił pierwszoosobowego narratora i pod lupą znalezły się inne postacie olałem. To byłoby kopanie leżącego. Podejrzewam, że fanom Incepcji i Czarnego łabędzia film podpasuje i będą piali z zachwytu. Ja się niesamowicie wynudziłem. Istotny jest też fakt, że jest to remake świetnej telewizyjnej produkcji. Po jaką cholerę zrobiono z tego film kinowy? Kasa, kasa, kasa.

      Drugi film to Kac Vegas 3. "Fortunny" dobór tłumaczenia nie ma co. Zwłaszcza przy kontynuacjach ;]
      Na twórcach się nie zawiodłem. Stworzyli kolejny dobry film. Nie rzuca na kolana jak jedynka, nie jedzie po bandzie jak dwójka... Przede wszystkim jest to już inny gatunek kina. W każdym razie finał jest zajebisty. Kiedy turlałem się na seans, moimi trzewiami targały pewne obawy, bo trzeci raz nie uda się sprzedać tych samego pomysłu. Jednak to był tłusty bigos z poprzedniego dnia. Zresztą jak przebić Bangkok? Nie da się. A tu niespodzianka! Nawet nie próbowano, skupiono się na zupełnie innym aspekcie. HINT poczekajcie przy napisach - po scence możecie pozbierać szczęki i iść, więcej nie będzie ;]

      I trzecia pozycja. Star Trek Into Darkness. Na dzień dobry gwałt logiczny... Statek kosmiczny znalazł się na powierzchni planety (w stanie nienaruszonym!) Owszem, w Voyagerze zrobiono podobny manewr, ale... Litości. Co prawda to reboot serii, ale wracamy do oryginalnej koncepcji dla której potrzeb powstał teleport. Statek o takiej masie i gabarytach nie mógł wylądować na planecie. BA! Nawet do niektórych za bardzo się zbliżyć. Lecz cóż. Było to zgodne z wewnętrzną logiką filmu, zatem nie dostałem zawału. Ale olewając większe i mniejsze gwałty (miałem wrażenie, że czynione celowo) na umysłach trekkie film oferuje fajną rozrywkę oraz powtórkę z rozrywki (nie będę spojlerował). Tym razem już nie ma większej zabawy dla statystycznego Kowalskiego. Fun zarezerwowany nie tylko trekkie, ale też miłośnika fantastyki. Reszta, czyli gatunkowe E.T. - go home. Jeżeli nie wciągnie sama akcja to będą nudy.
      Bonus. W tej części przez chwilę ponownie słychać Beastie Boys :D

Zdrajca

Ten moment, kiedy czytasz, że zdrajca narodu, który rzekomo cenił wierność i oddanie ojczyźnie; zdrajca, który dla wymiernych korzyści swoic...