W 1989 roku kiedy weszliśmy w tzw. demokrację (złośliwie nazywane przez pewną subkulturę rządem w wersji demo), weszliśmy jednocześnie w świat do którego i dziś nie jesteśmy przygotowani. W świat ekonomii globalnej. Mimo 26 lat nie odrobiliśmy żadnej lekcji. Jesteśmy małym państwem, wewnętrznie skłóconym, w którym jedna grupa chce wszędzie stawiać krzyże, druga powołuje instytucje, by udowodnić, że PRL to dzieło szatana, inna… No tak. Nie ma innych.
Nie jesteśmy partnerami na świecie. Nie produkujemy ani też nie dostarczamy usług, które są rozpaczliwie pożądane na świecie. Nie wiem czy w istocie coś mieliśmy interesującego dla świata, ale nie dane nam było się o tym powiedzieć, bo lud przemówił. Lud przemówił i zapomniał. Otóż każdy pełnoletni obywatel w raczkującej III Rzeczpospolitej otrzymał akcję. I miast zachować się jak prawdziwy patriota, zatrzymać dla siebie ową akcję i skupować od wrogów ojczyzny ich akcje, by nie dopuścić, by polski majątek poszedł w obce ręce, szybko spieniężył tę akcję. Jak mi patriota mówi, że Polskę sprzedano, to pytam się „gdzie Twoja akcja?” Ten drobny świstek w rękach obywateli zaważył na polityce gospodarczej. Kto ma te akcje dziś? Patrioci? Nie wydaje mi się.
Pozostałości PRLu w postaci publicznej służby zdrowia, publicznej edukacji (samo zło, nie?) oraz uprzywilejowanych grup w społeczeństwie: rolników, górników, służb mundurowych (tej grupie, został podniesiony wiek emerytalny, niestety o 20 lat za późno) ciążą na wydatkach publicznych. Jeszcze przez długie lata stocznia była sporym obciążeniem dla obywateli – nie będę pisał rządu, bo co prawda to truizm, ale trzeba każdorazowo powtarzać rząd nie ma żadnych pieniędzy, to są pieniądze obywateli. Możemy się solidaryzować z rolnikami czy górnikami, ale zajrzyjcie do swoich portfeli. Wiecie skąd macie pieniądze - ze swojej pracy, ale nie wiecie gdzie idą podatki z tych pieniędzy? Idą także na publiczną służbę zdrowia, edukację i całą resztę.
Brutalnie upraszczam sprawę, bo wydatków jest znacznie więcej. Trwonionych pieniędzy na inne cele również jest więcej. Upraszczam, bo są rzeczy, które moim zdaniem państwo powinno zagwarantować lub ułatwić dostęp. To jest wpis na blogasku, a nie analiza wydatków publicznych czy wprowadzenie do finansów publicznych.
Jesteśmy biednym krajem, który jest cholernie zadłużony. Absolutnie żaden polityk nie będzie miał jaj, by zrobić to co powinien: zakręcić kurek z pieniędzmi i zacząć spłacać nasze długi. Nie zrobi tego, za to obieca, że wyda jeszcze więcej naszych pieniędzy na ludzi, który potrzebują pomoc. Wyda pieniądze z naszych portfeli.
Zwykle w tym momencie spotykam się, że utrzymanie urzędników i innych pasożytów dużo kosztuje. Otóż nie. Suma na utrzymanie tych pasożytów jest spora i może włos się na głowie jeżyć, że to aż tyle. Tyle, że w skali dla jednego człowieka, a nie w skali kraju. Pytanie czy są potrzebni? Oczywiście, że nie. Najlepiej zostawić jednego na miasto, skróci to wszelkie kolejki oczekujących, nieprawdaż? Likwidacja paru etatów musi się pokrywać z redukcją usług państwa na rzecz obywateli.
A więc co? Rozwiązań jest kilka. Trudno powiedzieć, które z rozwiązań byłoby dobre. Egzystujemy w gospodarce globalnej i niestety to nie jest uzależnione od własnych podwórka. W socjaliźmie mieliśmy zamkniętą gospodarkę (rzekome nagie haki), teraz mamy otwartą (brak haków i dykta zamiast jedzenia).
Lubię się posługiwać analogią do domu. Polska jest naszym domem (także literalnie). Nasze wydatki to energia, woda, kanalizacja, ubezpieczenie, telewizja satelitarna, telefon komórkowy. Nie jesteśmy w stanie zarobić, by to wszystko utrzymać. Dodatkowo dach przecieka, zbiornik szamba należy już wymienić, bo niedługo się rozpadnie. To co robimy? Ano, dalej płacimy za internet, komórki i telewizję. To jest dobre i tego potrzebujemy. A jak brakuje to bierzemy kredyt z banku. I tak ciągniemy przez lata. A nasze zarobki stoją w miejscu. Analogia jest zrozumiała dla każdego kto się zajmuje budżetem domowym. Jeżeli nas na coś nie stać i nie jest niezbędne do życia to rezygnujemy z tego i zaczynamy żyć oszczędnie i sukcesywnie spłacać kredyt. A dziecku nie kupujemy najnowszej konsoli tylko piłkę do zabawy.
To wszystko jest jasne, dla każdego. Pytanie dlaczego podczas wyborów ludzie używają dupy zamiast głowy? Dlaczego nie sprawdzą programu wyborczego danej partii czy kandydata, tylko skupiają się na tym co ci "oni" opowiadają w telewizji czy internetach? 26 lat demokracji i nadal nie wiemy, że to jest pudrowanie? Kiełbasa wyborcza? Sprawdź program wyborczy partii i kandydata. Zwróć się do jego sztabu z pytaniem, na które chcesz uzyskać odpowiedź. A jeżeli już ów kandydat znajdzie się w urzędzie do którego startował, to Twoim obowiązkiem jest wraz z innymi obywatelami żądać realizacji jego programu.
Zatem, w najbliższych wyborach, nieważne na kim postawimy krzyżyk, pamiętajmy: prezydent odpowiada przed nami, przed obywatelami, przed narodem a nie przed partią.