Nie jestem eko. Kiedyś byłem. Teraz mam to w dupie.
Segregowanie śmieci uprawiałem zanim stało się to modne... i przymusowe. Ale czy jest sens? Przetargi na recycling wygrywają firmy bez zaplecza, a że są tanie? No cóż, parę razy do roku płoną sortowanie śmieci. Ale jakoś nikt nie wiąże tych faktów.
Od jakiegoś czasu, nie ma też dostępnych informacji, ile polskie filmy kupują... śmieci. Posegregowanych oczywiście. Żeby dostać dofinansowanie z UE trzeba odzyskać jakiś procent surowca z recyclingu. Ten, który wygra przetarg niekoniecznie ma środki i ludzi do tego, by sortować, więc taniej jest kupić.
Ceny za odbiór śmieci rosną. W ciągu kilku lat profesjonalne sortowanie śmieci jeśli nie padły, to ledwo wiążą koniec z końcem. W końcu przetargi wygrywają najtańsi.
Z przetargami to ciekawa bajka. Od dekad taka sama. Cena może być kluczowa, ale nie jest determinująca. Ale cóż, panie i panowie przeprowadzający przetargi znają się na arkuszu kalkulacyjnym, a nie na gałęzi przemysłu jaką jest przetwórstwo śmieci i nie wiedzą jak ogłosić przetarg, by Tania spierdalała a wygrała ta Lepsza.
Ale, ale, ale... importuje się też, śmieci, które trudno przetworzyć. Nasi dzielni polscy biznesmeni też to kupują i składują u nas. Co? Znowu jakieś składowisko stanęło w ogniu?
Szok i niedowierzanie.
A mnie grozi kara za to, że jakiś frendzel będzie miał w dupie kolory kubłów na śmieci.