czwartek, 13 czerwca 2013

      Niestety, mój getpocket.com zgubił parę linków. Zatem będziecie musieli mi uwierzyć na słowo albo wziąć to za fantazję.

      Jakiś lekarz napisał list otwarty, który został opublikowany w Internecie. Wylewał on swoje gorzkie żale na rząd. Po przydługim opisie nastąpiła "zaskakująca" konkluzja. Otóż, w Polsce nie ma pieniędzy na leczenie chorych. I tylko się symuluje, że istnieje jakakolwiek pomoc.

      Rozbawiło mnie to. Na smutno. Jest to naprawdę żenujące. Lekarz, czyli człowiek na pierwszej linii frontu mający do czynienia z chorymi ludźmi odkrył to... po 20 latach.

      Wprowadzenie lekarza rodzinnego/pierwszego kontaktu miało na celu opóźnienie dostępu do specjalistów. Choć z jednej strony miało to też ograniczyć ludzi, którym się wydawało, że potrzebują jakiegoś specjalisty. Rezultat jest taki, że zainteresowany nie zapisze się do żadnego specjalisty bez skierowania w łapie. A nierzadko nawet mając ten świstek też się nie zapisze, bo skierowanie zostało nieprawidłowo wystawione. Średnio na wizytę do lekarza pierwszego kontaktu czeka się dwa tygodnie (głównie za sprawą emerytów, którzy zamiast bawić się w klubach seniora lubią wynajdować sobie choroby, a że są w wieku, który obdarowuje wszelkimi bolączkami... kończyć nie muszę). Następnie mając świstek, trzeba znaleźć przychodnię, która ma wolne terminy. Zajmuje to około tygodnia. Następnie w zależności od specjalisty czeka się minimum miesiąc. Później skierowanie na badania diagnostyczne i minął nam rok.

      To nie jest zasługa obecnego rządu. Każdy poprzedni tę cegiełkę nic nie robienia. Ale tutaj jest interesująca sprawa, bo odpowiedzialnymi za ten stan rzeczy, owszem jest rząd, ale przede wszystkim obywatele tego kraju. W kraju, w którym każdemu się należy. I nie mam na myśli PRL (a nie komuny, o której do znudzenia trzeba przypominać w Polsce nie było). Za PRL każdy musiał pracować. Za to dziś, pracować nikt nie musi. Rząd utrzyma. Tysiące pasożytów biorących zasiłki, dopłaty do czynszów, na dzieci, na rolę, na wszystko co tylko można sobie wymyśleć. Jestem zły, że o tym mówię? No pewnie. Być może mieszkam w miejscu przesiąkniętym patologią społeczną, ale absolutnie nikt, kto pobiera świadczenia w mojej okolicy na nie zasługuje. Miasto dopłaca do czynszu, bo rencista ledwo wiąże koniec z końcem? Ale 48'' na ścianie wisi z pracy w pomniejszych ekipach budowlanych. Menel, który za mieszkanie nie płaci od 15 lat (ale to winna Bufetowej, że czynsze w Warszawie rosną, bo jakoś nikt nie ma odwagi wywalić pasożyta na bruk), dostaje na czynsz, pracy się nie będzie podejmować, bo pracował pięć lat i mu wystarczy. To w ramach dobroci dostaje jeszcze 11 zeta dziennie na wyżywienie. Małe pieniądze. Być może. Ale, żeby oszuści i menele otrzymali pieniadze FUS na swoje utrzymanie - urzędników, pracowników, budynków w których pracują - muszą wydać 250 000 pln rocznie. Dużo? Zabrać im to wszystko? Jasne, dla przypomnienia w ubiegłym roku FUS wydatki 110 000 000 000 (podaję tylko rząd wielkośći więcej tutaj pdf)z czego dofinansowanie 40 000 000 000 (tutaj pdf informacja za 2011 rok)poszło z budżetu (deficyt za ubiegły rok wyniósł 30 000 000 000, tak dla porównania, byście wiedzieli z czego powstaje dług publiczny), samo becikowe wyniosło 400 000 000 i na co za przeproszeniem? Ani to w niczym nie pomoże, a obciąża nasze kieszenie. Budżet to są nasze pieniądze, o czym obywatele zapominają. To nie jest tak, że w budżecie pieniądze się znajdą, bo jak się znajdą to trzeba komuś zabrać albo pożyczyć (najlepiej emitować obligacje państwowe).

      Utrzymywanie pasożytów powinno się skończyć. I nie ma co się litować, oni nie litowali i nie litują się nad nami. To przez nich nie ma pieniędzy na to, by leczyć ludzi, którzy płacą podatki.

      Do rządu można mieć tak naprawdę pretensję o jedno, że nie mają jaj obciąć wydatki. Wysłać urzędników, którzy by sprawdzili kto faktycznie tej pomocy potrzebuje. Ludzie potrzebujący wsparcia, leczenia nie mają sił, by żebrać o pomoc. Trudno się przebić i konkurować z pasożytami.

      Od pewnego czasu podobnie jak przy projekcie program polityczny (którego założenie było, by wyborca nie zapoznał się z ludźmi na których będzie głosował, ale z programem politycznym partii z ramienia, której kandyduje - nawet gdzieś o nas wspomniano), zastanawiamy się czy nie wyemitować strony, w której będziemy informować na co są przeznaczane pieniądze. Źródła są oczywiste: Ministerstwo Finansów, ZUS, US. Te informacje nie są tajne, ale mało kto chce się dowiedzieć, a jeszcze mniejszej liczbie obywateli nie chce się szukać - "bo są od tego ludzie" - no przykra informacja dla tych, którzy tak uważają - nie ma ludzi od tego. Obowiązek obywatela w wolnym państwie nie ogranicza się tylko do skreślania krzyżyków na karcie do głosowania. Łatwiej powiedzieć "wina Tuska", niż dociec problemu (geez, jeszcze wyjdę na miłośnika PO). Obietnice, że kiedy wybierze się jakąś partię oni zrobią lepiej... no cóż. Tym razem bez komentarza.

      UPDATE to nie dotyczy tego listu. Kiedy go znajdę dam znać.

Zdrajca

Ten moment, kiedy czytasz, że zdrajca narodu, który rzekomo cenił wierność i oddanie ojczyźnie; zdrajca, który dla wymiernych korzyści swoic...