Zaczynają wypływać historie nastolatków, których natura skromnie obdarzyła intelektem. Olali zakazy i poszli się szlajać. Zarazili się. Wrócili na kwadrat ze starymi. Brzdęk! Starzyli umarli z powodu koronowirusa. Ot taka, maszyna losująca, gdzie mimo restrykcji (nie nazywajcie kwarantanną nakazu noszenia maseczek czy zamknięcie pierdolników gastronomicznych) dawała większe szanse na złapanie wirusa niż wygranie pieniędzy w czymkolwiek.
Teraz. To społeczeństwo ponosi odpowiedzialność, i że dzieci nie są przygotowane na taką tragedię.
Ale ani słówka o odpowiedzialności nastolatków (btw. czy ktoś zauważył, że jak jest tragedia to już nie są podrostki czy nastolatki tylko dzieci?), o tej edukacji, którą wszyscy gloryfikują, że dziecko od najmłodszych lat ma mieć równe szanse, ma być szanowane i warunki do kreatywnego rozwoju. Nikt nie zająknął się. No dobra, są grupy, które czują się odpowiedzialne i chcą umierać za ojczyznę. A przecież nie trzeba umierać, można żyć, można uczyć odpowiedzialności, krytycznego myślenia i troski o siebie i swoich bliskich.
Jeżeli ktokolwiek świadomie olał wszelkie zasady bezpieczeństwa zaraził się, a potem obdarował kogoś innego, to jest winny, jego choroby czy śmierci. Nie? To może inaczej. Alkoholik wsiada za kółko. Tysiącu się uda, ale tysiąc pierwszy kogoś okaleczy lub zabije. Wtedy nikt nie ma wątpliwości, że wina nie leży po stronie społeczeństwa.