środa, 5 kwietnia 2017

Dzień za dniem

Są takie dni po których człowiek ma ochotę wrzucić na luz jak Michael Douglas w Upadku.
Poranek. Godzina jeszcze mi nieznana. Za oknem walą się rury. Pies zaczyna wyć. Dołącza drugi. Otwieram oczy.
- Dzień dobry, kurwa.
Patrzę na zegarek. Minuta po szóstej. Po prostu cudnie. Leżę jeszcze ładując wkurwa, który działa lepiej niż kofeina. Po chwili do kakofonii dźwięków dołącza diaks. Wsuwam stopy w kapcie i człapię do łazienki. W paszczę wkładam szczoteczkę i szoruję. Spluwam, chcę spłukać. Głuchy bulgot z rur się dobył.
- Kurwa.
O herbacie też można zapomnieć. Biorę telefon do łapy wbijam 19115. Wduszam przycisk do dzwonienia. Cisza. Patrzę na modem - martwy.
- Kurwa.
Biorę komórkę do łapy. Po jednej rozmowie dobijam się do wodociągów.
- Aktualnie jest awaria, będzie trwała około dwóch. Przepraszamy...
Dziękuję i się rozłączam.
Techniką kombinowaną, chemią i resztką wody z czajnika jakoś się umyłem.
Pukanie do drzwi. Patrzę przez judasza, jakiś ziomek z kabelkami.
- Bry, wymienić licznik przyszłem.
- Nie było informacji o tym.
- Była sprzed niedzieli. W gablocie.
- W jakiej gablocie?
- W bramie.
Włazi z ujebanymi butami. Gmera przy liczniku. Coś tam mówi, ale mam wyjebane. Trzeba będzie odkurzyć. Znowu.
Woda pojawiła się wcześniej niż zapowiedziano. Umyłem się tym razem normalnie. Wychodzę na klatkę. Schody ujebane. Wczoraj były przejechane szmatą. Na dole widzę skąd ten brud. Wymieniono w końcu drzwi wejściu z dwóch skrzydeł na jedno. Alleluja. Po wyjściu z bramy było już tylko lepiej. Amen.

Wigilia wolna i dodatkowa handlowa niedziela w 2025

No i będzie wolna wigilia. Tak na początku myślałem, że to prank ze strony lewicy. Ale nie, szli w zaparte. Jako że przedstawiciele owej lew...