wtorek, 25 czerwca 2013

      Lat temu wiele światło dzienne ujrzało dzieło dwóch jegomości. Była to praca domowa (Homework). Namieszali ostro nie tylko w światku muzycznym... ale. Jak się okazało ponad 10 lat temu, to był pic. I nie było nic w tym złego, bo w końcu nie pierwsi i nie ostatni.

      Daft Punk pojawił się na świecie ze swoim krążkiem (mam na myśli Homework) w 1996 roku. Surowym brzmieniem, rytmiką bezpośrednim nawiązaniem do kultu kasety (w Polsce płyty CD były jeszcze drogie) uwiedli wszystkich. No dobra. Nie wszystkich. Ale weszli na salony i się rozsiedli.

      W 2001 roku wyszli z nowym krążkiem Discovery. Nim udało mi się przesłuchać ten album w Muzycznej Planecie, naczytałem się, że to gówno, elektroniczna rzeźnia (w pejoratywnym odniesieniu) i takie tam. Przesłuchałem kilkukrotnie. Dupy nie urywało, ale spróbowałem. Łatwo weszło. Takie tam lekkie i taneczne. Dodatkowym bonusem był kod dostępu do zasobów na sieci. Specjalny odtwarzacz Daft Punk Player i na początek kilka kawałków. W tym z ich koncertu z 1997 roku. No to tak. To było to. Dupę urywało. Livemix w jednym tracku, który później też miał swoje miejsce w wydawnictwie. Ale to był mix Homework. Po premierze Discovery zaczęły pojawiać się teledyski, które finalnie zostały zmontowane w pełnometrażowy film Interstella 5555: The 5tory of the 5ecret 5tar 5ystem. I tu była niespodzianeczka. Ścieżka dźwiękowa wyprzedziła film i to dźwięk (wg oficjalnych informacji) był motorem stworzenia filmu. Zatem Discovery zostało łyknięte.

      W 2005 pojawił się Human After All... tak przekręcone brzmienie, że aż prosili się o zdemaskowanie. I to nastąpiło w 2007 roku. Discovered: A Collection of Daft Funk Samples. Nie wiem czemu w mediach ani internetowych ani branżowych pismach nie odnotowano tego faktu. Każdy, kto miał styczność z mediami o DP wiedział, że został nabity w butelkę. Czy to źle? Nie. W końcu inni też to robią, między innymi Coldcut. Tylko nikomu nie wmawiali, że wszystko sami wygenerowali.

      Trochę czasu minęło i z całej płyty zostało wspomnienie - Technologic, a całej reszty nikt nie słuchał.

      Mówiąc o Daft Punk, przyjęło się mówić tylko o Homework. Sytuacji nie poprawiło wydawnictwo Alive 2007, które nie powtórzyło sukcesu Alive 1997 z 2001 roku.

      Remiksy Daft Club (udostępnione dla posiadaczy kont Daft Punk Player), Human Afet All: Remixes gdzieś tam mignęły w tle.

      Sytuację zmienił film TRON: Legacy w 2010 roku. Kontynuacja kultowego filmu okazała się tylko cieniem produkcji z 1982 tworząc i klonując własne głupoty. Ale tutaj Daft Punk zrobił coś naprawdę dobrego. Klasyczny soundtrack, który rok później został zajebiście zremiksowany.

      Człowiek nabrał apetytu. I przy zapowiedzi Random Access Memories zacząłem się ślinić. RAM... był wyczekiwanym albumem. Co prawda umieszczane streamingi z twórcami disco (oldschool) oraz popu (oldschool i trendy) spowodowało, że tak trochę kopara opadła... bo po jakiego wuja. Nie przydawało temu wszystkiemu uroku, że wszystko miało powstać na żywych instrumentach. WTF? Próba rehabilitacji po wciskaniu ciemnoty, że nie korzystali z cudzesów?

      Potem nadszedł ten dzień. I usłyszałem. Długo się zbierałem, by o tym napisać. Raczej trudno napisać o rozczarowaniu kiedy dostaje się lajtowe nagrania, które brzmią jak muzyczka w hotelowej windzie (tak, w Polsce też są koncerty w windach). Hot Chip - In Our Heads z 2012 to jest mistrzostwo w plastykowym popie, a z bieżącego roku Will.a.am ze swoim Willpower daje po prostu czadu. I tak srsly, grzeje mnie czy jest to zagrane na instrumentach, czy jakieś sławy wzięły w tym udział, że proces twórczy był inspirujący. Kiedy włączam muzę chcę czegoś co albo mnie uwiedzie albo urwie dupę przy kolanach i nieważne jaki ma BPM - ma być dobrze. A jak jest dobrze, mogę się ekscytować, całą otoczką.


      Rozczarowanie spore. Na otarcie łez mogę polecić miłośnikom Homework coś z innej beczki, choć może nie aż tak innej. Major Lazer fikcyjny kolo, któremu ujebało łapkę i wmontowano laser zamiast protezy. Dj oraz pogromca zombiaków i wampirów powrócił i to z wykopem. Free the Universe duetu Diplo oraz Switcha mający w sobie świetne mixy (starej szkoły Daft Punku Homework), dubu oraz klubowych brzmień. Kawał solidnej roboty, przy czym album jest niesamowicie spójny w swoim brzmieniu.


      I tak starsi panowie z Daft Punku tego oczekują ortodoksyjni fani Homework a nie nowofalowego plumkania bez ikry.

      Ale co by złego nie było. Joe Jeremiah w sieci przearanżował całą płytę RAM w jeden kawałek. I szczerze? Tego dopiero da się słuchać (poniżej) ;]


Zdrajca

Ten moment, kiedy czytasz, że zdrajca narodu, który rzekomo cenił wierność i oddanie ojczyźnie; zdrajca, który dla wymiernych korzyści swoic...