środa, 13 listopada 2013

Dinozaury i pseudo post PC

      Wieki temu, kiedy na świecie żyły i chodziły dinozaury, ludzie korzystali ze sprzętów, których możliwości teraz byle telefon przeskakuje. Ale czyżby? Lat co najmniej dziesięć temu, przeczytałem zajebisty wstępniak do czasopisma Fenix. Kawał dobrej literatury i tej polskiej i tej zagranicznej. We wstępniaku redaktor naczelny zwykle nie kwilił o tym co jest w numerze. Spisywał swoje spostrzeżenia na temat świata. W jednym z tych wstępniaków, zwrócił uwagę na to, że ówczesny nastolatek nosi w plecaku większą moc obliczeniową niż kiedy wynosili człowieka w kosmos.

      Dziś operujemy jeszcze znacznie większymi zasobami obliczeniowymi, niż plecak tamtego nastolatka ;] I w jakim celu? Czy sprzęty służą do prac nad znalezieniem lekarstwa na raka czy prognozowaniu gdzie i kiedy walnie żywioł? Nie. Moc obliczeniowa, którą dysponujemy służy do tego, by wysłać sms, e-mail, kliknąć lubię to.

      Będąc jeszcze użytkownikiem maszyn mających procesory taktowane 1MHz i mniej, jakoś więcej rzeczy robiło się stricte informatycznych niż w dniu dzisiejszym, oprócz grania coś jeszcze się robiło. Aktualnie cała energia człowieka, który korzysta ze sprzętów ogranicza się do jego głaskania. Przez przypadek interesując się różnymi branżami stykam się z ludźmi, którzy wyciskają z komputera siódme poty - graficy, muzycy czy programiści (z nimi jest trochę inaczej, bo oni nie potrzebują super szybkich maszyn do swojej pracy, nie przeprowadzają jakiś złożonych symulacji co najwyżej jest im potrzebna fizyczna maszyna o nieco większej mocy obliczeniowej, ale w zasadzie dlatego, że pracują obecnie najcześciej w chmurach). Jak napisałem z ludźmi z którymi mam styczność. Gdzieś tam w odmętach internetu i rzeczywistości są ludzie, którym ciągle za mało.

      Oczywiście miałem przyjemność dotknąć mainframe (de facto komputera, bo cały czas, mimo że, nomenklatura potoczna zmienia się, pewne definicje się nie zmieniają), ale kiedy zostałem wpuszczony na tę maszynę, by coś odpalić nie wiedziałem jak wykorzystać tę moc (nie liczoną w megaherzach tylko we flopach (flops)... uściślając w petaflopach (pflops)). Piękne cudo, które przypominało przewróconą lodówkę. I co ja na tym zrobię? Odpalę program do statystyki? Grę? A może film, żeby lepiej go zdekodował. Wracam do PC (personal computer, nazywanie tabletów terminem post PC jest pewnym nieporozumiem, IMO teraz dopiero możemy mówić o PC).

      A nie, nie będzie o PC. Będzie o czym innym.
      Teraz pilot ma większą moc obliczeniową od mojego pierwszego komputera. Tyle, że samym pilotem nic nie zrobię. A jeżeli nawet mam odbiornik którym będę rządził inteligentnym pilotem, to i tak niczego nie zrobię i nie stworzę. Nawet czegoś tak prostego

10 print "dupa"
run

sobota, 2 listopada 2013

Rzyganie po ekranie

      Miało być krótko, ale nie wyszło. Frustrację wylałem. Nie jest mi lepiej, ale gotowało się to we mnie od bardzo długiego czasu i musiałem to zwyczajnie wyrzygać. Zatem ostrzegam, ten wpis jest dla mnie, nie dla czytelników.

      Wpis miał być z dedykacją dla Caddiego, ale nie będzie, bo będzie brzmiało jakbym chciał jeździć na skądinąd miłym gościu, pomijając, że to ja zachowałem się jak histeryczka. Zatem Caddie szczerze Cię przepraszam.



      Opowiem, krótką historyjkę (ale ze mnie oszust) z przebojami z Google. Konto na youtube założyłem w 2006 roku. Później konto mi cofnięto i przywrócono później, teraz widnieję od 2007 roku - to akurat nie jest istotne.

      Konto e-mail (w innej domenie) scalono mi z kontem youtube. Oczywiście pytano się mnie czy się zgadzam - była opcja korzystasz albo nie korzystasz. No to scaliłem. nazwę ekranową pozostawiłem jaką chciałem czyli 'bagienny'. Później rozdzielali konta. Potem parę razy coś tam szaleli. Niedawno nie informując mnie, odpięli mi konto e-mail tworząc niezależne konto dla youtube, ale pozostawiono komunikację na e-mail na który zalożyłem. Później scalono mi konto z kontem gmail bez mojej zgody i wiedzy, dowiedziałem się tego, bo użytkownik nie mógł się zalogować i szukałem dla niego rozwiązania. Później zmieniono mi nazwę ekranową na nazwę konta i w ten sposób nie znajdziecie mnie na youtubie, oczywiście bez mojej wiedzy. Miałem wpływ tylko na opis konta - na co nie wyraziłem zgody (i wierzcie mi, automat nie mógł zrobić tej propozycji - polskie słowotwórstwo nie jest zrozumiałe dla automatów). Zdjęcia znajdujące się na urządzeniach przenośnych po utworzeniu profilu g+ (inaczej nie mogłem skonfigurować ustawień konta) bez pytania i ostrzeżania z androida przypisanego do innego konta bez pytania zostały wpieprzone w mój profil na g+.

      Teraz już wiem, że domyślnie _każde_ konto gmail na androidzie bez pytania bierze wszystko kopiuje na sieć - tylko dla odmiany inaczej niż kiedyś nie udostępnia tego publicznie.

Czasem się zdarza, że komuś w czymś pomagam. Uwaga, jeżeli jesteś z Polski wg Google nie możesz mieć innego niż polskobrzmiącego imienia ani nazwiska. Nie utworzysz fikcyjnego konta, nie utworzysz firmowego konta. Dlatego, że w nazwie muszą być POLSKIE IMIONA i POLSKIE NAZWISKA.

      Wychodzę z założenia, że podaję swoje dane do tworzenia kont dla własnej wygody i bezpieczeństwa. Łatwiej udowodnić, że jest to moje konto. Ale nie podoba mi się i nie lubię, kiedy jakaś firma wyciera sobie wirtualną mordę moim imieniem i nazwiskiem. Jedno co osiągnęli to usunąłem całą swoją historię +, komciów i wklejek. Przeniosłem się z tą aktywnością na twittera. Nie jestem i nie byłem anonimowy w sieci. Ale to w jaki sposób się będę podpisywał nie będzie decydował jakiś koleś z Google. Dla wyznawców Google odpowiadam, tak zapłaciłbym za to, bym funkcjonował w ramach ich usług na własnych warunkach.

      Czas na parę informacji celem uświadomienia. Google Wave był rewelacyjnym miejscem do pracy online, jak i do prowadzenia konferencji lub rozmów z wieloma osobami (to czym jest hangouts to tylko proteza dobrego systemu komunikacji, który istniał). Wyłączenie czytnika rss ma zupełnie inne podstawy. Nie chodziło o malejącą grupę użytkowników. Chodziło o to, że użytkownik subskrybował kanały informacji, które chciał i czytał je kiedy chciał i co chciał. Teraz ma strumień w G+ i kręgi, lepsza wersja fejsa. Troszkę lepsza. Bo już zacząłem otrzymywać informacje, które mnie nie interesują, a są rekomendowane na podstawie posranego algorytmu (czyli zaczyna się wieśbuk). To G+ będzie decydował co będziesz widział, którą wiadomość jako pierwszą i czy w ogóle (mam nadzieję, że demonizuję, ale patrząc na to co robi wieśbuk nie mam złudzeń). Wyłączenie iGoogle jest początkiem do tego, że pojawią się widgety w strumieniu G+, które można będzie można wpuścić w swój krąg (coś na co jeszcze nie wpadł wieśbuk, ale jakby miał wpaść, skoro cały pomysł, idea i prawie wykonanie nie należą do Zacka) - to akurat dobry myk, ale zabrano zajebistą funkcjonalność, takie cyfrowe małe centrum dowodzenia (jeden ekran tysiące wiadomości posegregowane tak jak chciał użytkownik).

      Otrzymam odpowiedź od fanów Google, że nie muszę korzystać. Oczywiście. Przeprowadzkę e-mail już prowadzę od kilku miesięcy. Yahoo i Outlook. Przypominam też, że należę do pierwszych użytkowników Google, Gmaila i całej reszty. To m.in. ja rozdawałem zaproszenia, uczyłem korzystać z tych świetnych narzędzi jakie oferował - dlatego proszę odpuścice sobie komentarze, że można to skonfigurować - kiedyś było można, teraz jest kilka guzików w kilkunastu miejscach.
      Nie przeszkadzało mi to, że monetyzowali, że pojawiały mi się reklamy w każdym miejscu. Nie były nachalne, ale od 2004 roku kiedy korzystam z Gmail informuję, że tylko raz skorzystałem z reklamy kontekstowej (pomijam, że nietrafionej). Absolutnie żaden mechanizm nie dostował się mając dane, informacje o moich tzw. preferencjach, by mi zaproponować coś co mnie może zainteresować. Być może mam zbyt szerokie zainteresowania i eklektyczny gust przez co nie jestem do ogarnięcia przez specjalistów branży marketingowej. To też mi nie przeszkadzało. Przeszkadza mi to, że zamiast rozwijać usługi uproszcza się je do ekstremalnego minimum nie dając nic w zamian. Dodatkowo to nie jest to wpływ regionalny, tylko globalny (mówiąc już o tym, korzystam z Bing, Yandex i Yahoo szukając czegoś w sieci - google służy mi za kalkulator i wyszukiwarkę polskich trendów w sieci).

      Btw. odnośnie fanów Google jest jedna rzecz, która mnie fascynuje. Mam ustawioną wersję językową angielską-amerykańską - raz, że ustawienia angielski-UK bywają dziwne (a polskich nawet nie wspomnę), dwa rozumiem o co chodzi w ustawieniach czy pomocy, ale po trzecie - wszystkie ficzery mam od razu, na które w wersji polskiej trzeba czekać parę miesięcy. Fan gógla ma wersję polską... Interesujące, nie? ;]

Imperium zla

            W swiecie komputerow istnieje pojecie Imperium Zla. Na to okreslenie zapracowala sobie m.in. firma Microsoft. Trudno orzec czy slusznie. W swoich poczatkach mieli kilka rzeczy, ktore byly mocno kontrowersyjne (pozniej zreszta tez). Np. postanowili sprzedac cos co istnialo i bylo za darmo (teraz wszyscy wrzasneliby, ze genialny pomysl biznesowy... e nie. Fanboys Apple by tak nie krzykneli). Ale powiedzmy sobie wprost, niewielu z tego potrafilo korzystac. I glos ludzi tych sprytniejszych byl oczywisty i niemalze szczery. Jednak wyroslo kilka nowych imperiow, ktore nie sa w zadnej mierze krytykowane (poddawane ocenie).

            Przylozylem reke do tego, by spopularyzowac wyszukiwarke Google, i do Gmail, i do Google Wave, iGoogle, Google Reader (trzy ostatnie radosnie zamkniete, a Wave nigdy nie zostal udostepniony). Przy Gmail nawet bralem udzial w kampanii informacyjnej. Jakas naiwna czesc mnie wierzyla, ze to beda dobre narzedzia, kiedy moj glos krytyki w postaci speca od bezpieczenstwa sieciowego, jawnie kpil.

            Aktualnie czytajac serwisy (smiech na sali) technologiczne mam przed oczami kolejnych oredownikow Google, ktorzy bezkrytycznie lykaja wszystko co wyjdzie z tego Imperium. Kiedys Google byl synonimem szybkosci, otwartosci i innowacyjnosci. Od kilku lat tak nie jest. Kierunek zmian jaki obral ten gigant jest mocno niejasny.

            Nie twierdze, ze zamykanie uslug jest zle. Chociaz moim zdaniem zamiast biernie czekac, az ludzie zaczna sami sie edukowac, jak to czynili w poczatkach firmy, Google samo aktywnie powinno to czynic. A pozniej nie rozkladac rak i mowic, za malo z tego ludzi korzysta (pewnie zalatuje hipokryzja co? :) Firma nie tworzy absolutnie zadnego wsparcia dla uzytkownikow (w sumie czemu, darmozjady jedne) ani tez dla swoich klientow (widzialem ludzi, ktorzy walili glowa w sciane - literalnie), nie daje jednoznacznych odpowiedzi i komunikatow. Ktokolwiek szukal pomocy online czesto rezygnowal nie uzyskujac zadnej odpowiedzi. Dla porownania z imperium zla jakim caly czas jest nazywany Microsoft tej pomocy udziela, nie znajdziesz online? Bierzesz telefon i dzwonisz. Uzyskacie chocby informacje w przypadku, jezeli nie beda mogli pomoc nawet przy uslugach za ktore nie placicie. Tak. Naprawde, tak to dziala. Kiedy mowie o tym administratorom, informatykom to patrze na ich zdumione twarze - nie dowierzaja, ze to takie proste. Zabawne jest to, ze tak to dziala od wielu lat.

            To oczywiscie tylko jeden aspekt, ale dla mnie cholernie istotny. Czasy kiedy siedzialem i poswiecalem kilkanascie godzin na rozwiazanie problemu, ktory stal po stronie producenta (tak, naleze do tych ludzi, ktorzy pisza do tworcow gier i programow, zglasza problemy - oprocz Google (tak znalazlem kontakt) i polskich producentow... przepraszam developerow, wszyscy odpowiadali i odpowiadaja) dawno minely. Jezeli czegos nie mozna uzyc od razu laduje w smietniku.

            Google nie jest juz fajna firemka dwoch gosci, ktorzy mieli swoje idee fixe. Teraz jest to potezna korporacja, ktora rzadzi sie i rzadzi swiatem w sposob jaki chce. Marginalizujac osoby, ktore chcac konkretow musza sie dostosowac sie do potrzeb wiekszosci, firma zaczyna coraz mniej oferowac. Wyniki wyszukiwarki sa filtrowane (milosnicy teorii spiskowych twierdziliby, ze cenzurowana), modyfikowane ustawienia personalne bez zgody i wiedzy uzytkownikow (zmiany ustawien kont, zmiany nazwy i danych osobowych, kopiowanie i publikacja rzeczy do ktorych nie udostepniono uprawnien), programy personalizujace dzialalnosc uzytkownikow (zablokujcie Chrome pod Windowsem, a dostanie szmergla, ze ne moze niczego wyslac ani zaktualizowac sie bez Waszej zgody).

            Wydaje mi sie, ze krytyka - wszechkrytyka postepowania korporacji moze dac wymierne korzysci dla uzytkownikow/klientow, podobnie jak to mialo i ma miejsce z Microsoftem.

            Zeby Was rozbawic: Blogger (wlasnosc Google), Android, Chrome posluzyly do stworzenia tego wpisu ;]

Zdrajca

Ten moment, kiedy czytasz, że zdrajca narodu, który rzekomo cenił wierność i oddanie ojczyźnie; zdrajca, który dla wymiernych korzyści swoic...