Obejrzałem kawałek serialu. Pff... Wziąłem prochy. Dobiła szósta. TADA!
Mogę bezkarnie wszystkich obudzić. Wyskoczyłem na kije. Idę... idę... idę... aż jak mnie nie pierdolnie szczęście.
Miałem poniższą scenę z Ace Venturą przed oczami. Tylko ciutkę niżej, nie w udach, ale w kolanach. Myślałem, że żywcem mi kolano spłonie. Jakiś potwór się wykluje albo jaka inna bestia.
Patrzę na te swoje cholerne kolana. Nic. Nic pulsuje. Nie zmienia koloru... A płonie.
Iść przed siebie. Iść... nie kuleć, ani na prawą ani na lewą... Doczłapałem do domu. W zamrażalniku czekało na mie wybawienie. Włączam stoper, co by tych choler dla odmiany nie przeziębić. Maście oraz inne gluty jak u znachora. I tada! Kurwa przestało płonąć. Dzień, kurwa, dobry. Dzionek rozpoczęty.
I jeszcze chłopaki od blogspotu (blogger) zrobili kolejne uatrakcyjnienie - edytor html jest mądrzejszy od użytkownika. HWDG