wtorek, 14 sierpnia 2012

      Rozwój internetu i technologii związanych z tą siecią idzie do przodu. Z mojego punktu widzenia, punktu widzenia użytkownika stoi w miejscu. Z jednej strony dla wygody użytkownika interfejs do wielu usług jest dostosowany do przeglądarki (dodatkowo środowisko javy, dodatków jak flash). W zasadzie system operacyjny może być pozbawiony wszelkiego oprogrogramowania. Wszystko jest dostępne w chmurze, a jeżeli jeszcze nie wszystko to w najbliższym czasie będzie. Wydawać, by się mogło, że edycja zdjęć czy filmów musi odbywać się na komputerze. A tu niedość, że bez dodatkowych opłat (już niedługo) można wprost z kamery bez pośredniczenia dysku twardego machnąć film na jutuba. Po podesłaniu możemy zacząć edytować film. Narzędzia dostępne w serwisie są wystarczające, do podstawowej obróbki. Ze zdjęciami podobnie i całą masą innych rzeczy.

      Do czego więc nam jeszcze potrzebny komputer? Do gier? Głównie do przechowywania własnych zasobów elektronicznych, zdjęć, filmów i muzyki. Z rzadka coś przeciętny użytkownik robi więcej na swojej maszynie. Zatem wraz z rozwojem technologii wspierający faktycznie bierny sposób spędzenia czasu (aktywność na fejsie nie różni się od gadania do telewizora czy radia i przerzucaniem się między stacjami) komputer będzie uproszczony do terminalu - nie potrzebny duży dysk, zewnętrzne napędy wszystko będzie w sieci w chmurze. W tym kontekście zastanawiam się kiedy wrzuci się użytkownika do sieci, by przypadkiem nie połączył się z miejsca, z którym operator chmury ma na pieńku.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

      Czytając Młodego Technika (chyba jedynego faktycznie popularnonaukowego czasopisma nie licząc polskiego wydania American Scientific - Świat Nauki, wydawanych w Polsce) natrafiłem na coś co skutecznie do tej pory omijałem wzrokiem. Małe prostokąty z pytaniami odnoszące się do artykułu gdzie zostały umieszczane. Początkowo nie zrozumiałem ich idei. Ale oświecenie przyszło kiedy poszedłem na wskazaną stronę. Redakcja czasopisma przyjęła na siebie rolę edukatorską rozumienia tekstu pisanego.

      Odkrycie przyszło chyba późno. Nie wiem dokładnie, bo nie zbieram makulatury (poprawka staram się nie zbierać, bo roczniki Literatury na świecie rujnują feng shui mojego pokoju) i nie mam możliwości zweryfikowania swojej ułomnej spostrzegawczości, kiedy pojawił się ten konkurs "Mini-Quiz Czytam, więc wiem".

      Idea jest świetna. Jednak zaskakujące jest to, że czasopismo wzięło na swoje barki edukowanie tzw. technicznej części młodego społeczeństwa (choć nie wiem jak to faktycznie wygląda ze średnią wieku czytelników - wiem, że my zgredzi czytamy).

      Zastanawiające w tym ujęciu prasowowydawniczym gdzie się znajduje system edukacji. Owszem, takie pisma powinny wspierać edukację... ale nie powinny wypełniać jej braków, bo to nie jest ich rola.

niedziela, 5 sierpnia 2012

      W mediach konwencjonalnych nieśmiało się mówi o faszyźmie czy szowiniźmie, w niekonwencjonalnych (uogólniając) czyli internecie mówi się o tym wprost. Musiałem sobie sięgnąć do definicji wszelakich, by nie napisać jakiś głupot.
      U podstaw każdego faszyzmu jest nienawiść wobec swoich. Nie wobec przyjezdnych, nie wobec gości. Różnice w życiu seksualnym, bogatsze pochodzenie genetyczne (etniczne), inny kult religijny (w zasadzie każdy faszyzm ma podorędziu jedną religię, polecam samodzielnie sprawdzić którą) są tylko pretekstem - pominąwszy zewnętrzne różnice później dochodzą ideowe, światopoglądowe (choć z miejsca też negowane). Nie ma znaczenia, że to są ich ludzie, że są urodzeni w tej samej krainie. Nieistotne jest też to, że dla narodu zrobili więcej niż sami faszyści. Trzeba kogoś nienawidzieć, kogoś komu nie strach dać w mordę. Bo przecież Ruskie i Szwaby nawet na olimpiadzie leją mocniej.
      Nigdy tego nie rozumiałem zjawiska, że faszyzm szuka wroga wewnętrznego. Skutkiem czego jest fałsz w ich własnych szeregach, by przetrwać jednostki upodobniają się do siebie. Przepraszam, ale jeżeli kogoś nie chcę w swoich szeregach, to po cholerę stwarzać warunki, by jednak ktoś się taki znalazł.
      Dodatkowo zrzucając odpowiedzialność za siebie na barki przewodnika tudzież wielkiego wodza czy innego męża stanu, by pod czyimś batem radośnie wykonywać polecenia. Kolejne niepowodzenie? Znaleźć winnego i ukamieniować.
      Wyładować swoją frustrację, pójść dać komuś w mordę, zastraszyć kogoś widokiem łysej pały albo przyjść w grupie nastawionych nieprzyjaźnie ludzi. W jakim celu? Bycie kapo we własnej krainie, zaiste szlachetny cel sam w sobie, który pokaże ludziom w innych krainach, że należy się nas bać.

      Faszysta z ipodem w ręku, w chińskim podkoszulku, hinduskiej bandamie na pysku, wyznający idee byłego okupanta oraz religię siłą narzuconej przez antenatów byłego okupanta... nie ma nic bardziej kuriozalnego w mówieniu o tożsamości i narodzie (w kontekście nacjonlizmu lub/i szowinizmu) przez takich obywateli.

czwartek, 2 sierpnia 2012

      Zanim zacznę swój wpis właściwy, dwa cytaty.

Nikt nie miał u nas złudzenia, żeby bolszewicy pomimo ciągłych zapowiedzi pomogli Stolicy. W tych warunkach Stolica pomimo bezprzykładnego w historii bohaterstwa z góry skazana jest na zagładę. Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to odpowiedzialność?

generał Władysław Anders

Art. 13.
Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej

      Mój stosunek do powstania warszawskiego jest taki jak innych wychowanych w Warszawie za czasów PRL. Każde z nas chciało w jakiś sposób uratować Małych Powstańców, naszych rówieśników, którzy zginęli podczas walk w Warszawie. Nie patrzcie na to racjonalizatorskim umysłem. Dla dzieci bariera kilku dekad jest niczym. Nie wielu z nas pamięta jak się spinało, by nie ryczeć pod pomnikiem Małego Powstańca.
      I żeby nie było, z dzisiejszego punktu widzenia, poznanych kolejnych kart historii uważam to powstanie, jak większość za zbędne i niepotrzebne. I nie należy celebrować samego powstania, tylko udział wszystkich, którzy stanęli przeciw Niemcom (i bez przesady, żadne tam hitlerowskie).
      Poznałem, i jeszcze znam kilkoro ludzi, którzy uczestniczyli w wydarzeniach 68 lat temu. Potępiać mogę twórców powstania, a nie jego uczestników. Tym bardziej wczorajsze zachowanie prawdziwych polaków (celowo napisane z małej litery) jest co najmniej niestosowne. Obrażające pamięć poległych, żyjących uczestników powstania, oficjeli (choć do tych stosunek mam negatywny), uczestników obchodów, mieszkańców i na koniec mnie, warszawianina (jednego z wielu).



UPDATE link link link

środa, 1 sierpnia 2012

      Przed chwilą skasowałem tekst traktujący o kolejnym gniocie Nolana - Batmanie. Jednak przeczytałem na fb rzekomy cytat (nie chce mi się sprawdzać autentyczności) Coco Chanel "Aktem największej odwagi pozostaje samodzielnie myśleć. Głośno."

      Cudne? Nieprawdaż? Cały mój, już niebyły, wywód o durnocie jaką spłodził Nolan sprowadzała się do tego, że ludzie, którzy mają odwagę powiedzieć to co zobaczyli (w moim przypadku 2,5h materiał do ziewania) są przez innych postrzegani jako zidiociałe nie znające się na wielcej sztuce małpie pomioty. Nie wiem czemu małpie, ale fajnie brzmi.

      Lubimy uważać się za bystrych i inteligentnych. Powołujemy się na statystyki, których nie rozumiemy. Wykazujemy idiotyzm innych. W tym wszystkim zapominamy o tym, że stastytki, na które się powołujemy są straszne. W tych 2% inteligentnych ludzi się nie znajdujemy. Nie znajdują się też znane osobistości. Te 2% inteligentnych ludzi, by trafić do szerokiego odbiorcy muszą... zgłupieć bądź uprościć komunikat. W tym kontekście popularność filmów Nolana świadczy sama za siebie. Inteligentnego obrazu nie pojmą ani proste, ani trochę bardziej złożone umysły (o tym czy trafi w gust nawet nie biorę pod uwagę). Zatem statystyka o liczbie inteligentnych ludzi świadczy tylko przeciw temu, że najnowsze dzieło Nolana jest inteligentnym filmem.

      Swoją drogą tak trudno przyznać się przed samym sobą, że lubimy głupie rzeczy?

Zdrajca

Ten moment, kiedy czytasz, że zdrajca narodu, który rzekomo cenił wierność i oddanie ojczyźnie; zdrajca, który dla wymiernych korzyści swoic...