Nerwowe zerkanie, co kilka minut na telefon, bo dostaliśmy z
dowolnego miejsca pinga już zostało dostrzeżone, ze źle wpływa na
funkcjonowanie człowieka. BA! Nawet ma tuż swoją nazwę, ale nikt o tym już nie
pamięta. Człowiek jest w ciągłym stresie i gotowości, przez to jest nieefektywny, rozproszony. Ma problem na skupieniu się na
jednym zadaniu, o jego zrealizowaniu już nie wspominając
Przypomina mi to nastolatka, który jednocześnie gra, słucha
muzyki, odrabia pracę domową, czatuje i ogląda film. Wszystko w porządku,
wszystko pamięta, ale w niczym tak naprawdę go tak nie ma. Czy z tym należy
walczyć? Wydaje mi się, że samodzielnie dostrzeże problem. Czytanie i słuchanie
muzyki spoko. Granie i odrabianie pracy domowej już nie. Ale to dzieciaki, i żeby
nie było, że byłem lepszy ;]
Na zaawansowane zarządzanie powiadomieniami trzeba będzie
jeszcze długo poczekać. Jest to w chwili obecnej nierentowne. A sami
użytkownicy, znaczy w swojej masie ilorazem inteligencji sięgają raptem
doniczki z petuniami (po konsultacji, informuję, że to podobno geekowski
dowcip), więc projektanci apek zaspakajają najprostsze potrzeby, ale nie zaawansowanych użytkowników.
Można jednak sobie z tym poradzić i to za pomocą dostępnych
narzędzi. Wymaga to jednak wiedzy stricte informatycznej oraz umiejętności
zarządzania własnym czasem. I tak też czynię. Ale nie wzięło się to z dnia na dzień. Wymagało to lat, by wypracować określone scenariusze postępowania. Część odrzucałem całkowicie, część mniej lub bardziej modyfikowałem. To know how przyniosło mi również pieniądze.
Wczoraj na mój widok smyrającego na tablecie padło stwierdzenie, "że mam centrum dowodzenia w ręku" i tak jest w istocie. Nie tylko dowodzę
swoim życiem prywatnym, ale tez służbowym, kontroluję funkcjonowanie kilkunastu
sajtów i paru serwerów. W przypadku urządzeń mobilnych - rozwiązań do tych działań
na rynku low czy mid-endowego nie ma więc stworzyliśmy ze znajomymi własne. Korzystam
ze smartwatcha, ale nie podskakuje jak rażony piorunem, kiedy dostaje
powiadomienie, pomimo że, aplikacje mienią się odcieniami setek powiadomień.
Wracając do tekstu. Podczas lektury zastanawiałem się, kiedy
niedzielny meloman ze słuchawkami na uszach, przemieszczając się z punktu A do punktu B, wpadnie na to, by użyć odtwarzacza,
w którym może wyłączyć powiadomienia. Albo lepiej, że dedykowane urządzenie do
słuchania muzyki jest lepsze (tak jest w istocie).
Bycie on-line, nie oznacza bycie niewolnikiem. A co do
stwierdzenia, że kiedyś było inaczej i nie było hmm zasięgu ;] Z przyjemnością
informuję, że mnie dalej jest łatwiej znaleźć w terenie niż się skontaktować...
Chyba, ze zna ścieżkę jak się skontaktować ze mną natychmiast. Ci co znają, szanują
mój czas i jeżeli im się świat nie wali lub go przejęli nad nim władzę, nie zawracają
mi dupy pergolami, bo rzucili słit focie. Jak będę wyluzowany i postanowię aktywnie włączyć się w zaśmiecanie infosfery, wówczas z przyjemnością zobaczę wszystko ;]
Polecam off-line jeszcze z innego powodu. Bycie
niedoinformowanym co się dzieje w świecie jest fajne. Nie dość, że nie
zaśmiecam sobie pamięci rzeczami, które mnie nie dotyczą, nie obchodzą czy nie
mam na nie wpływu, to jeszcze mogę uczestniczyć w rozmowie, w której ktoś
twarzą w twarz opowie mi o co szyszunia. Jest to miło. Srsly.