Jest upał. Jest susza. Chyba pierwszy od lat to usłyszałem, nie w szczycie sezonu ogórkowego, a jeszcze podczas trwania wiosny. Pierdzielę
o tym od blisko dwóch dekad. Wszak mnie wykształcono i jestem specem od wody,
ekologii i innych takich.
W mainstreamie co jakiś czas pojawia się interesujący
dokument, który zrobi och i ach, ale nie wnosi nic nowego. Zresztą to jest
tylko okazja do wyrobienia sobie marki (ojej, jestem taki sroekologiczny) albo
mniej bezceremonialnie zarobić (vide segregacja śmieci, a jako ciekawostkę dodam, że w Ludziach bezdomnych był wspomniany problem ze śmieciami).
Nie kocham ciepełka, jak niektóre reptilianie żyjący wśród nas. Owszem, nie
lubię marznąć, ale dla mnie optymalna temperatura to ok. 10 stopni na plusie. Łatwiej
jest się ubrać kiedy jest zimno, niż rozebrać ze skóry, kiedy jest gorąco.
Mam swoje kilka sposób na przeżycie tego okresu. Smuci mnie
jednak to, że kierunek zmian raczej nie ulegnie zmianom czy choćby przyhamowaniu.