Ze szczególnymi dniami, tudzież świętami, jest dziwnie. Niedaleko
patrząc wstecz mieliśmy kolejną rocznicę zakończenia wojny. Po latach cierpienia
i bólu nastał pokój. Fetujemy to, wzajemną niechęcią, pokazem wojsk i uzbrojeniem.
Jeszcze chwilę temu, świętowanie ustanowienia konstytucji, której formalne
znaczenie jest lekceważone przez reprezentantów namaszczonych przez obywateli. Być
może ta „pierwsza” była lepsza. Co dalej? Święto pracy, które jest obchodzone… lenistwem.
Wielkanoc – de facto świętem obżarstwa, herbu białej kiełbasy i żurku. Boże narodzenie
należy do czerwonego krasnala, który z porównaniem z pierwowzorem nie ma
wspólnego pochodzenia etnicznego. O idei nawet nie wspomnę, bo ginie ona w
zgiełku igieł martwych choinek.
A dziś, jest dzień matki. I zgodnie z powyższą logiką, owo
święto, matki powinny obchodzić same, bez widzenia się z dziećmi. W sumie nawet
logiczne. Raz do roku, każdej matce należy się dzień urlopu xd