wtorek, 31 lipca 2012

      PRL był i minął. Kiedyś była własność wspólna, a teraz?
      No właśnie. Kiedyś przynajmniej według przepisów było coś naszą własnością wspólną. Jako, że jako naród nie byliśmy zbyt pokorni (o dziwo dawaliśmy sobie świetnie radę kiedy byliśmy pod zaborami - lepsi zarządcy?), burzyliśmy się również na ową własność wspólną i tak nam zostało.

      Nie tak dawno prawicowe pisemko zaczęło się rozpisywać o tym co to jest leming i jak go można rozpoznać. Zabawne jest to, że opisali moich znajomych mających poglądy prawicowe. How sweet. Powiedzmy, że rozgorzała debata w mediach (temat zastępczy, bo po cóż pisać o naszych "wspaniałych" politykach, który przepychają w sezonie ogórkowym świetne ustawy np. o zakazie publicznych zgromadzeń - prawo o zgromadzeniach). I się okazuje, UWAGA!, że młodzi ludzie są egoistami, że patrzą na partykularny interes i mają w poważaniu własność wspólną. To naprawdę jest ironiczne. Ci sami, którzy są u steru niezmiennie od dwudziestu lat utrudniają obywatelom życie, gloryfikując wolny rynek (jednocześnie go kontrolując), plując na osiągnięcia socjalizmu (będę powtarzał jak mantrę w Polsce nie było komunizmu, a czepliwym proponuję doedukować się - socjalizm to nie tylko PZPR, towarzysz Bierut, kolejki i nagie haki w sklepach), teraz chcą, by ludzie (już nie tylko młodzi) mieli na względzie dobro PAŃSTWA, WSPÓLNE dobro.

      Po cudownych latach 90tych, gdzie zwykłe humanitarne odruchy były tępione przez regulowaną odgórnie gospodarkę nagle zaczyna się pomstowanie, że to nie o to chodzi, by być na swoim i patrzeć tylko na siebie i swoich bliskich. No cóż, idąc przykładem naszych polityków i kolejnymi przykładami nepotyzmu trudno traktować poważnie kogokolwiek z rządu kto mówi o jakiś wspólnym interesie i innych wartościach związane z Polską.

      Nie tak dawno (w zeszłym roku :) jeden z prawicowych przedstawicieli Tomasz P. Terlikowski napisał, że chciałby wychować swoje dzieci w taki sposób, by gdy nastąpi takie wydarzenie jak rozpocząte 1 sierpnia 1944 roku (dla niedouczonych powstanie warszawskie ATSD muzeum powinno unikać rusycyzmów: radziecki a nie sowiecki) wzięły w nim udział. I trzeba tutaj zaznaczyć, że nie chce, by coś podobnego się wydarzyło. Tyle oddając sprawiedliwości dla przeinaczonych jego słów w innych mediach. Ale co z tego wynika? Prawicowy polityk chciałby wysłać swoje dzieci na front? To są słowa, które nie znajdą potwierdzenia w rzeczywistości, i mimo politycznych animozji, nie życzę nikomu, by czyjekolwiek dzieci musiały w tak bezrefleksyjny udowadniać swoje oddanie ojczyźnie. Przypomina mi to scenę z Żywota Briana, gdzie oddział Judańskiego Frontu Ludowego popełnia zbiorowe samobójstwo.

      Swoją drogą jest to zabawne, że prlowska indoktrynacja (jeszcze się na nią załapałem) o oddawaniu życia za ojczyznę przysłużyła się przeciwnemu obozowi.

Zdrajca

Ten moment, kiedy czytasz, że zdrajca narodu, który rzekomo cenił wierność i oddanie ojczyźnie; zdrajca, który dla wymiernych korzyści swoic...