Bodajze kilka dni temu, rozmawialem z pewna grupa ludzi na temat czytelnictwa w Polsce. Weglud jakis statystyk wynika, ze statystyczny Polak czyta pol ksiazki przez rok. Jeden z rozmowcow przyznal, ze czyta okolo 50 ksiazek rocznie, co skwitowalem, ze to standard. No i zostalem zaatakowany. Nie do konca rozumiem dlaczego. Wiekszosc moich znajomych czyta, juz nie idzie o ilosc czy jakosc. Jednemu wrecz sila wpycham do gardla beletrystyke, ale nawet i bez moich poczynan i tak bedzie czytal literature fachowa. Wiadomo, ze ksiazek specjalistycznych nie czyta sie tak jak romansidla. To nie jest myk i po sprawie. Nawet odnoszac to do tej polowy ksiazki, obawiam sie, ze wiedza do zrozumienia tej ksiazki zawiera sie w dziesiatkach innych by ja przyswoic.
Akurat mi sie tak przydarzylo, ze w ubieglym tygodniu przeczytalem dwie ksiazki. Prowadzac tzw. normalne zycie, przygotowujac sie do egzaminu. Tak jakos.
Mysle, ze z tym czytaniem nie jest az tak zle. Oczywiscie nie ma potrzeby czytac ksiazek, mozna ich sluchac - co w moim odczuciu jest rownoznaczne z czytaniem. Dodatkowo ludzie korzystaja z internetu, na szczescie nie wszystko ogranicza sie do obrazkow (ruchomych czy nie), komunikatow i innych takich. Trudno ocenic na ile to co czytaja jest w jakis sposob wartosciowe czy potrzebne. Pomijajac nawet takich "niestandardowych" czytelnikow do ktorych sie zaliczam, ludzie czytaja te pol ksiazki doslownie w mniejszych lub wiekszych dawkach. Chociazby na czatach czy czytaniu statusow. Z bolem stwierdzam, ze "fani" fejsa odbieraja cytat jako wartosc sama w sobie co z brakiem znajomosci kontekstu przybiera to na wartosci dodanej przez czytajacego. Lecz coz.
UPDATE 22:22. Jeżeli chodzi o te promocje w eksięgarniach to czysta żenła. Genialny dzionek, by sczesać ludzi z kasy i tak cudownie zmarnowana okazja. Gratzy.