W aplikacji graficznej, z której korzystam, by dodać automatyczne ramki do zdjęcia – funkcja została teraz nazwana się AI. Chłopaki (przykro mi, ale dziewcząt nie widziałem na prezentacji) z OpenAI pokazują jak potrafi w locie tłumaczyć ich AI z jednego języka na drugi. Ciekawe jest to, że w prezentacji używają tylko angielskiego i hiszpańskiego. Pomijam szereg translatorów w tym Yandex Translator, który najlepiej ogarnia języki słowiańskie, DeepL, który nawet w wersji darmowej bije wszystkie inne, Google Translator do mowy potocznej, świetnie ogarnięte kolokwializmy czy Bing Microsoft Translator do zdecydowanie formalnego (nie mam potwierdzonych informacji, ale wydaje mi się, że OpenAI korzysta właśnie z tego). No więc tego. Przed AI tego nie było. Są też inne przykłady. Inserty do skryptów, to też już AI. Branding AI. Niedługo kibel z foto komórką będzie obrandowany AI. Twoje gówno spłucze EJAJ.
W ramach zabaw z generatorem grafik, do którego używa się języka opisowego (dawniej input, teraz prompt) pokazałem znajomym ciekawą zależność. Poprosiłem, by podali pomysł na rysunek, potem napisałem prompt i puściłem. Wyszły fajne graficzki. Spytałem się, co by chcieli zmienić. No i się zaczęło. Otóż, nieważne jak dobry będzie prompt, nie da się z gotowej grafiki usunąć pewnych elementów, które pojawiły się już na pierwszych propozycjach. Dodatkowo, żadne (na chwilę kiedy to piszę) z dostępnych za darmo nie potrafi odnieść się i wprowadzić żądnych zmian na wygenerowanej przez siebie grafice.
Aktualnie tekst piszę z pomocą AI w procesorze tekstu. I uwaga, słynny słownik T9 to był pikuś. Jak tylko użyję zapożyczonego słowa z angielskiego, od razu poprawia mi całe zdanie. Nie potrafi też odpierdolić się od przymiotników, skracając je do podstawowej formy.