Sylwester.
To jest ta jedna noc, kiedy wszyscy się bawią. Albo inaczej. Każdy musi się bawić. Bo jakże to, bez mała ponad tysiąc lat temu miał wyleźć smok i zjeść świat!
Na tę pamiątkę, że smok jednak nie wyskoczył, by coś wciągnąć, imprezujemy. Wszyscy idą się bawić albo przed telewizory albo tłumnie w remizach.
Na domóweczkach, przy telewizorach, sylwestrowicze sami się obsłużą i sami sprzątną po sobie. I będą mogli wybrać stację, z którą spędzą, tę niezapomnianą, noc. Kolejną.
W największych remizach wojewódzkich, będą największe gwiazdy, sprzed dekad lub dwóch... a nawet trzech i czterech. By takich malkontentów jak ja zaspokoić, artyści zatrudnieni na nocną zmianę, zaśpiewają covery – bo sami mają mało co świeżego i skocznego. Zresztą tańsza licencja niż hartysta z importu.
Aż dziw bierze, że przy takim asortymencie artystów, ludzie bawią się najlepiej się przy Martyniuku i Sławomirze.